Wiedza jest
kluczem do władzy. Do teraz osoba z wieloma książkami na półce
uchodzi za mądrą a tym samym patrzymy na nią przychylniejszym
wzrokiem. No i tak było bardzo długo zanim ktoś nie wymyślił
urządzenia do czytania ebooków i wielu zastosowań internetu...
Mądry Pan Eriksen pomyślał kiedyś o tym, że jednak wiedza,
informacje jakie do nas dopływają – nie są dla nas szczególnie
wartościowe. No i jak temu zaprzeczyć? To jest tak zwana powódź
informacyjna - teraz nasza w tym głowa, żeby się w niej nie
utopić.
Informacje
docierają do nas zewsząd, pytanie które są warte naszego czasu?
Czy nie logiczniej byłoby wiedzieć coś o np. gospodarce
sąsiadującego z nami kraju, zamiast tego, że "Doktor Queen"
się rozwodzi? No tak, ale nie wiemy o tym, bo państwo
dziennikarstwo nie chce o tym pisać. Wciskają nam papkę, w której
w przewadze zobaczymy Katarzynę W. na koniu, Małą Madzię, a
brzoza smoleńska uchodzi za celebrytkę. Straszne media... Chociaż
może gdybyśmy nie tworzyli popytu na portale typu "pudelek"
to i podaż by się zmieniła? Oczywiście co do jakości newsów i
ich poziomu ciężko się wypowiadać. Co z tego, że ktoś zrobi
artykuł o wpływie gospodarki Chin na Polską, jeśli będzie on
oparty o banialuki? Ja czuję się zdezorientowana wielością
strasznie płytkich informacji – w przewadze są to krzyczące
nagłówki średniej klasy artykułów. Przyznaję, że czytam je w
całości niezwykle rzadko, ale to ze względu na to, iż szkoda mi
czasu. Mogę śmiało nazwać to wiedzą śmieciową, co gorsza
dociera ona do mnie zewsząd. Nawał informacji nie jest widoczny
wyłącznie w internecie – polskie drogi są przecież usiane
znakami, które podobno w przewadze są niepotrzebne czy
niepraktyczne.
Jeszcze
jeden aspekt szeroko dostępnej wiedzy mnie martwi – jej jakość.
Nie wiem czemu mogę ufać. Wikipedii? Nie sądzę. Mediom? Ciężko
to zweryfikować. Książkom? Chyba jeszcze temu w jakimś stopniu
wierzę, ale jednak może to już tylko głupi sentyment.
Walka
nagłówków o naszą cenną uwagę każde nam zastanowić się nad
tym jak ważny jest nasz czas. Ten aspekt także został już
przemyślany. Ponoć „nad nami” jest chwila i tupie nóżką
jeśli jej się nie podporządkujemy. Mamy się spieszyć, wiedzieć
i robić wszystko - teraz! Spokojnie, na to też jesteśmy
przygotowani. Przecież państwo technicy i informatycy wymyślili
komputery, telefony, internet żebyśmy jednak tej tyranii
pouciekali... No taki był zamiar, ale całość przeszła na
porządek dzienny i co teraz? Mamy do zrobienia 2 razy więcej, bo
możemy to zrobić posługując się komputerem. Wynalazki zwróciły
się przeciw nam, zamiast ułatwić, przenoszą problem na inną
płaszczyznę i nici z oszczędzania dla siebie czasu. Co więcej, w
tym momencie nie jesteśmy w stanie obyć się przynajmniej bez
jednego telefonu, jednego komputera (z łączem oczywiście) czy
zwykłego kalendarza, który także jest po to by wszystko nam
ułatwić (ułatwia on rzeczywiście niezwykle przyjemne życie w
nieustającym pędzie).
Tak na
koniec dodam, że podobno powstała już "tabletka snu" – po zażyciu śpi się 3 godziny, ale wstaje się wypoczętym jak po 8 godzinach...
Chyba
trochę się boję.