niedziela, 21 kwietnia 2013

Nie śpij! Czuwaj!

Wiedza jest kluczem do władzy. Do teraz osoba z wieloma książkami na półce uchodzi za mądrą a tym samym patrzymy na nią przychylniejszym wzrokiem. No i tak było bardzo długo zanim ktoś nie wymyślił urządzenia do czytania ebooków i wielu zastosowań internetu... 
Mądry Pan Eriksen pomyślał kiedyś o tym, że jednak wiedza, informacje jakie do nas dopływają – nie są dla nas szczególnie wartościowe. No i jak temu zaprzeczyć? To jest tak zwana powódź informacyjna - teraz nasza w tym głowa, żeby się w niej nie utopić.
Informacje docierają do nas zewsząd, pytanie które są warte naszego czasu? Czy nie logiczniej byłoby wiedzieć coś o np. gospodarce sąsiadującego z nami kraju, zamiast tego, że "Doktor Queen" się rozwodzi? No tak, ale nie wiemy o tym, bo państwo dziennikarstwo nie chce o tym pisać. Wciskają nam papkę, w której w przewadze zobaczymy Katarzynę W. na koniu, Małą Madzię, a brzoza smoleńska uchodzi za celebrytkę. Straszne media... Chociaż może gdybyśmy nie tworzyli popytu na portale typu "pudelek" to i podaż by się zmieniła? Oczywiście co do jakości newsów i ich poziomu ciężko się wypowiadać. Co z tego, że ktoś zrobi artykuł o wpływie gospodarki Chin na Polską, jeśli będzie on oparty o banialuki? Ja czuję się zdezorientowana wielością strasznie płytkich informacji – w przewadze są to krzyczące nagłówki średniej klasy artykułów. Przyznaję, że czytam je w całości niezwykle rzadko, ale to ze względu na to, iż szkoda mi czasu. Mogę śmiało nazwać to wiedzą śmieciową, co gorsza dociera ona do mnie zewsząd. Nawał informacji nie jest widoczny wyłącznie w internecie – polskie drogi są przecież usiane znakami, które podobno w przewadze są niepotrzebne czy niepraktyczne.


Jeszcze jeden aspekt szeroko dostępnej wiedzy mnie martwi – jej jakość. Nie wiem czemu mogę ufać. Wikipedii? Nie sądzę. Mediom? Ciężko to zweryfikować. Książkom? Chyba jeszcze temu w jakimś stopniu wierzę, ale jednak może to już tylko głupi sentyment.
Walka nagłówków o naszą cenną uwagę każde nam zastanowić się nad tym jak ważny jest nasz czas. Ten aspekt także został już przemyślany. Ponoć „nad nami” jest chwila i tupie nóżką jeśli jej się nie podporządkujemy. Mamy się spieszyć, wiedzieć i robić wszystko - teraz! Spokojnie, na to też jesteśmy przygotowani. Przecież państwo technicy i informatycy wymyślili komputery, telefony, internet żebyśmy jednak tej tyranii pouciekali... No taki był zamiar, ale całość przeszła na porządek dzienny i co teraz? Mamy do zrobienia 2 razy więcej, bo możemy to zrobić posługując się komputerem. Wynalazki zwróciły się przeciw nam, zamiast ułatwić, przenoszą problem na inną płaszczyznę i nici z oszczędzania dla siebie czasu. Co więcej, w tym momencie nie jesteśmy w stanie obyć się przynajmniej bez jednego telefonu, jednego komputera (z łączem oczywiście) czy zwykłego kalendarza, który także jest po to by wszystko nam ułatwić (ułatwia on rzeczywiście niezwykle przyjemne życie w nieustającym pędzie).
Tak na koniec dodam, że podobno powstała już "tabletka snu" – po zażyciu śpi się 3 godziny, ale wstaje się wypoczętym jak po 8 godzinach... 
Chyba trochę się boję.