Stało się. Posiadam
kartę kibica Lecha – nie żebym się jakoś szczególnie
utożsamiała z tym niebieskim klubem, ot było taniej za bilet
(aj-waj!), a mecz na stadionie to jednak niemała gratka, zawsze
chciałam zobaczyć co i jak. Nadarzyła się okazja i dulczeniem
udało mi się namówić znajomego, na to bym doczepiła się do jego
grupy i w końcu sprawdziła jak brzmi ten tłum, jak działa doping,
co z tym bezpieczeństwem, i w ogóle co w tym fajnego.
Siedzę sobie i siedzę,
jakieś panie z orzeszkami przechodzą, ktoś z tyłu obstawia wynik,
milion dzieciarów, rodziny organizują sobie pikniki, aż nagle z
kilkuset (a może więcej) gardeł wydobywa się biało-niebieski
ryk! Poparty bębnami! Oni wszyscy coś tam krzyczą - na pewno ważnego - możliwe, że to było coś niepochlebnego o pewnym panie
trzymającym władze w Poznaniu, który zagroził, że jeśli kibice
będą stać na schodach to im pomoże z nich zejść siłą.
Gdy już przywykłam do
tej niezwykle silnej fali rytmicznego dźwięku z naprzeciwka, nagle
odezwał się sektor po mojej prawej. Sektor czarny – kibice gości
tj. Zawiszy Bydgoszcz. Zajmowali mniej miejsca, a jednak nie
ustępowali głośnością fraz kibiców z koziołkowa.
Rozbawiło mnie
zdegustowanie znajomego, który stwierdził, że oni to mają
najgorszą możliwą dykcję, że wszystkie końcówki ucinają i w
efekcie nie wiadomo co tam chcą powiedzieć. Ot takie darcie
bezsensu, a przecież to ma nieść za sobą milion przesłań, dumną
walkę (właśnie zorientowałam się, że na karcie kibica obok
mojej twarzy znajduje się napis „duma i tradycja”....).
Ciężko nie skojarzyć
tego z walką, w końcu są bębny, czasem są race (przez laików
zwane ogniem piekielnym), te wrzaski i sporadycznie zadymy.
Mi oprócz walki - tej
wykorzystującej siłę kinetyczną, tarcie itp. skojarzyło się
jeszcze z walką o eter – o przestrzeń stadionową. Teoretycznie
ciężko o to walczyć na stadionie, gdzie każdy ma swoją własną
wykupioną miejscówkę. Ale! W końcu ktoś umożliwił nam "darcie
papy". Kibice prowadzą regularną wojnę na dźwięk! Na dźwięk
z przesłaniem, przykładowo:
Neutralnie:
- W grodzie Przemysława gdzie koziołki bodą się jest taka drużyna co się zwie poznański Lech, Lechu, Lechu, Lechu kochany klubie nasz, Lechu, Lechu, Lechu dziś zwycięstwo pewne masz...
Agresywnie:
- Na nienawiści do tej drużyny tak wychowano, wychowano nas i bez powodu i bez przyczyny śpiewamy dziś na cały świat Legia, Legia ku**a, a Legia, Legia ku**a, starą ku**ą jest.
- Pier***e cie, pier***e cie, pier***e cie poznański psie.
Na stadionie w Poznaniu
jest sektor zwany "kotłem", całkiem tani swoją drogą.
Ale! Ten kto kupuje bilet jest zobowiązany do stania i aktywnego
kibicowania - tańce, śpiewanki, swawole. Jak nie, to każda jedna
porażka, każde poślizgnięcie na murawie naszej drużyny będzie
spowodowane przez twoją bierność! (nie pozwól na to okrucieństwo
– tyle złamanych pomeczowych serc... Nie bądź obojętny!).
Kilkaset osób będzie w stanie to wypomnieć, w końcu nie
przyłożyłeś się jak należy do dźwiękowej batalii między
dwoma oddziałami kibiców specjalnie szkolonych do walk w eterze.
Stadion w centrum miasta
stanowi małą wyspę ze swoją oddzielną historią i idealnymi
warunkami na dźwiękową walkę. Jednak przychodzi mi na myśl
miasto, którego mieszkańcy także aktywnie wojują z dźwiękami.
Nie jest to walka kto głośniej, ale ma być ciągle(!) cicho. Mdina
– położona na Malcie, zresztą dawna jej stolica, jest mała,
otoczona niezwykle grubym murem, a uliczki w jej wnętrzu są tak
wąskie, że nie możliwe jest czasem poruszanie się tam autem. Mimo
corocznych tłumów turystów zewsząd, to ta
stara forteca nazywana jest miastem ciszy.
Nie
obchodzi się to jednak bez walki
i upomnień czego dowodem są takie tabliczki na każdym rogu.
|
Eter, w którym może rozejść się dźwięk
także jest dobrem wspólnym, a jednocześnie niczyim. Podobnie jak
osiedlowa przestrzeń usiana jest znakami porządkującymi ją (nie
depcz trawy, nie graj w piłkę itp.), tak i eter należy zachować w
jakiejś względnej czystości.
W każdym polskim zakątku mieszkalnym
to się reguluje mądrą „ciszą nocną” czyli przedziałem
godzinowym od 22:00 do 6:00, w którym dzwonienie po policje nie musi
być zawsze poparte realną potrzebą interwencji patrolu
zaprowadzającego bezpieczeństwo i spokój. Gdzieniegdzie jednak te
kilka godzin to za mało i rozumiem walkę Mdiny - tam każdy
pojedynczy dźwięk musi brzmieć ze wzmocnioną siłą.
Wracając
do kibiców – myślę, że oni doskonale pokazują o co mi
właściwie chodzi. Walczą kto głośniej wykrzyczy frazę w
przestrzeni przeznaczonej do różnych, głośnych zachowań. W życiu
normalnym (domy, blokowiska) już tak nie jest i tam walka toczy się
o względną ciszę, bądź swobodę między np. jakąś niewyspaną
młodą matką, a młodymi/starymi, pijanymi,/trzeźwymi, złymi/rozanielonymi ludźmi, którzy nie kojarzą, że w nocy się śpi!