wtorek, 21 maja 2013

Kanapowa podróż


Tytuł trochę kojarzy mi się z lotem czarodziejskim dywanem – ot dobra domowe świetnymi hasłami marketingowymi. O co chodzi z tą kanapą? Otóż chcę poruszyć fenomen pewnego ogólnoświatowego portalu dla ludzi otwartych, uprzejmych i komunikatywnych – couchsurfing.com
Dla niewtajemniczonych couchsurfing to miejsce gdzie każdy może założyć konto, zweryfikować swoje dane (dla bezpieczeństwa) i zaoferować nocleg, oprowadzenie po mieście, czy po prostu trochę czasu (oczywiście na swoich warunkach). Tym samym możemy korzystać z takich dobrodziejstw w dowolnej części globu (o ile znajdzie się jakiś chętny).
http://asilisis.files.wordpress.com/2010/11/couch.jpg
Turystyka jest przedmiotem badań antropologii współczesności, mnie szczególnie interesuje ta zmiana, która toczy się na przestrzeni wieków. Sądzę, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że kiedyś trudno było o schroniska i hotele w wielu miejscach na świecie, wtedy noclegami mogły zajmować się karczmy czy zwykli ludzie. Później nastąpił boom komunikacyjny, a media rozpisały się na temat tego jak cudownie jest podróżować i jak bardzo to niebezpieczne. Każdorazowy wypadek, napaść ogłaszano wszem i wobec jako przestrogę – co może się stać po przekroczeniu progu własnego domu. W tym momencie dotarliśmy do punktu gdzie większość osób mówi jak bardzo trzeba uważać, że należy zachować rozsądek, że ludzie na ogół mogą mieć złe zamiary.  
W środku tego zamieszania wyrasta taki twór jak couchsurfing, który moim zdaniem prawie nie ma szans na obronę. A jednak okazuje się, że jest niemałe grono osób, które nie zrażają się tego typu opiniami, zabierają plecak i ruszają w świat by spotkać jak najwięcej ludzi, nocować gdzieś za darmo i przy okazji pozanć od podszewki obcą kulturę. Ja należę do tego typu osób.
Z uwagi na moją pracę magisterską i fakt, że w Polsce zima tego roku trwała jeszcze w czasie wiosny, spakowałam się wraz z dwiema koleżankami i 2 kwietnia tanim lotem wylądowałyśmy na Malcie. Malta to naprawdę mały kraj, a my zamierzałyśmy tam zostać 9 dni za jak najmniejsze pieniądze (to był przymus - dla ścisłości). Przed wyjazdem napisałam do kilku osób, które mogły nocować trzech surferów, odpisała mi jedna, odrazu godząc się na to, abyśmy mieszkały u niej cały wyjazd. To był pierwszy uśmiech szczęścia w naszą stronę. Drugi pojawił się gdy zobaczyłyśmy miejsce, w którym miałyśmy nocować. Biorąc pod uwagę, że mogę za darmo u kogoś mieszkać 9 dni, to zakładam, że może to być rozpadająca się szopa z kątem dla gości, jednak couchsurfing nie tak działa. Z małej, wąskiej i uroczej uliczki otworzyły się przed nami drzwi do pięknego, dużego, kamiennego domu z takimi rarytasami jak przeszklony dach, taras itp.

Dostałyśmy do swojej dyspozycji jedno pomieszczenie i materace gąbkowe. W dodatku okazało się, że nasz gospodarz przyjął nas mimo tego, że jest w trakcie przeprowadzki. W związku z tym nie mógł nam poświęcić wiele czasu, choć i tak np. zabrał nas na koncert.
Poczułyśmy się na tyle miło, że postanowiłyśmy pewnego ranka zrobić dla Iana pierogi ruskie, co jak się okazało tak zupełnie szalonym pomysłem nie było.
I to jest jak mi się wydaje, meritum sprawy. W przewadze młodzi ludzie, którzy nie mają pieniędzy na hostele, bądź którzy lubią właśnie takie przygody, decydują się na udział w życiu couchsurfingowym. Co niesie za sobą dozę niepewności (osoba, która ma nas przyjąć może się rozmyślić), niewygody (całkowite uzależnienie od zwyczajów gospodarza), ale także pozwala nam to na bliższe poznanie nowej kultury (Ian opowiadał nam o miejscach jakich nie znajdziemy w przewodnikach, tłumaczył zachowania jakich nie rozumiałyśmy) i możliwość wzięcia w niej udziału (polecony pub, wskazany kościół z mszą po maltańsku).
Być może to moje zupełnie subiektywne odczucie, przez to w jakim obracam się środowisku, a być może więcej osób tak myśli, ale ja mam wrażenie, że couchsurfing jest oznaką zmian we współczesnej turystyce. Dużo osób wzorując się na książce "Into the wild" pragnie przeżyć taką przygodę, gdzie nie korzysta się z pomocy biura podróży. Trochę z takiego trendu wyrosły "ciekawe" oferty różnych organizacji/biur, które mówią "Okazja! Za jedyne 3 tys dolarów jedź do Afryki i buduj domy Kenijczykom! Wolontariat last minute idealny na wakacje!".  
Znak naszych czasów, proklamacja pomocy, wolności za niewielkie pieniądze. Obcowanie z inną kulturą jest bardzo w cenie (stąd np. upublicznione pogrzeby toraja - Indonezja). 
To temat rzeka, jednak wracając konkretnie do couchsurfingu – nie mogę oprzeć się wrażeniu, że niemały wpływ na to miało powstanie Unii Europejskiej, a konkretnie strefy shengen (prawdziwego dobrodziejstwa Unii). Brak papierologii + darmowy nocleg + tanie linie lotnicze = wysyp podróżników, którzy radzą sobie bez biura podróży, czy to z konieczności (brak pieniędzy), czy z własnej woli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz