Należy przede wszystkim
zauważyć różnice między tymi dwoma miejscami. Po
pierwsze miasto posiada więcej mieszkańców, zabudowa jest gęsta.
Na wsi jest odrobinę inaczej, domy są w dużej
odległości od siebie, przestrzeni niczyjej – gminnej jest wiele i
przeważnie jest ona najwyżej zaśmiecana, co uchodzi uwadze
mieszkańców (pomijam służby leśne, które co jakiś czas
sprzątają). Jednak jest ona zarazem niczyja jak i wspólna,
ponieważ wykształciło się pojęcie "nasze" co w mieście
jest prawie nierealne ze względu na ilość ludzi jak i to, że oni
się ze sobą nie znają, tak jak ludność wsi. Tak dochodzę do
opowieści o całkiem niecodziennej sytuacji, która zdarzyła się w
mojej małej miejscowości.
Niedaleko mojego domu,
przy zakręcie drogi stał krzyż, zwykły, wysoki, drewniany krzyż.
Stał tam od kiedy pamiętam. Po jakimś czasie ktoś go przemalował
z czerwonego na czarny i przystrajał jakimiś brzydkimi kwiatami –
czułam się niekomfortowo, już te zmiany mało mi odpowiadały, ze
względu na wewnętrzne przekonanie, że niektóre rzeczy powinny na
zawsze zostać takie jakie są, tym bardziej, że ten krzyż był
zarówno mój jak i wszystkich mieszkańców.
Pewnego dnia przyjechała
do niego ekipa "remontowa", opłacona przez jakąś
kobietę, która poleciła zdjąć drewniany krzyż i na jego miejsce
powiesić metalowy. Na moich oczach ktoś uczynił te zmianę, a na
końcu porąbał drewniany, krzyż, który stał tam tak wiele lat.
Nie jestem obiektywna pisząc ten tekst, dlatego wspomnę, że gdy
rąbali coś, co towarzyszyło krajobrazowi mojej miejscowości od
kiedy pamiętam, czułam się, jakby ktoś amputował mi z mojej
świadomości coś ważnego.
Początkowo nikt nie
reagował na zmianę, ponieważ zrobiono to szybko i fachowo na tyle,
że większość ludzi pomyślała, że krzyż był czyjąś
własnością i ten ktoś mógł uczynić z nią co chciał
(niefortunnie zastępując go metalowym ochydkiem).
Jednak po dniu, gdy
wszyscy otrząsnęli się z marazmu ktoś zareagował. Zwołano
sołtysa wsi i dochodzono kto i jakim prawem dokonał tej
niefortunnej zmiany. Dochodzenie dowiodło, że żaden mieszkaniec
naszej wsi nie wiedział o zamiarach jednej pani, która poczuła, że
może zrobić z teoretycznie niczyją przestrzenią wszystko (wspomnę
od niechcenia, że pani ta nie jest nawet mieszkanką mojej
miejscowości, po prostu pomyślała, że stary krzyż jest brzydki,
i że najlepiej będzie jak z własnej kieszeni zakupi inny, jej
zdaniem lepszy model). Przy tej okazji dowiedziałam się wiele na
temat historii drewnianego krzyża, okazało się, że w tym miejscu
krzyż stał od kiedy pamiętają wszyscy mieszkańcy. Ok 50 lat temu
był wymieniany spontanicznie przez pracowników służby leśnej,
ponieważ poprzedni spróchniał. Zapewne tak długa historia tego
miejsca jest bardzo ważna w tej opowieści, ponieważ mieszkańcy
tej wsi byli na tyle zdegustowani zachowaniem obcej kobiety, że
kazali jej zabrać krzyż, a miejscowy leśniczy zaoferował pomoc
przy przywróceniu drewnianego krzyża.
Wydaje mi się, że ta
opowieść jest dowodem na to, że na wsi występuje pojęcie
"nasze", np. Nasza wieś, nasze drogi, nasz las, nasze
kapliczki i krzyże, a jeśli ktoś chce coś zmienić musi mieć
NASZĄ zgodę. Zdaje się, że na to zachowanie jest jeszcze
pozostałością po dawnym zżyciu mieszkańców wiejskich
przestrzeni. Biorąc pod uwagę opowieści osób starszych ode mnie,
które wychowywały się na wsiach, ok 40/50 lat temu, to zachowanie
jest dużo słabsze niż kiedyś, a jednak nadal rzutuje ono na
rzeczywistość wsi. Być może moje myślenie idzie o krok za
daleko, ale dla mnie to jest oczywiste następstwo poczucia
przynależności do danej społeczności, danego miejsca, z którym
łatwo jest się nam identyfikować. W mieście jeśli takie zjawisko
występuje to na o wiele mniejszą skalę – zainteresowanie jest
wtedy jeśli ktoś obcy modyfikuje czyjąś konkretną własność,
bądź nikt nie kryje oburzenia przy aktach wandalizmu, ale rzadko zdarza się taki spontaniczny
ruch, który chce naprawić zaistniałą sytuację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz